Zamknij

Wspomnienie o legendarnym lekarzu - doktorze Czesławie Dąbrowskim

12:00, 30.10.2019 M.W.

Mieszkanka gminy Biały Bór Dorota Ruszkowska i jej opowieść o legendarnym lekarzu, doktorze Czesławie Dąbrowskim

Tak mówi moja córka o swym starszym bracie, mówi to z zazdrości poniekąd jako młodsza z rodzeństwa, źle odbierając moją bezkrytyczną miłość i wiarę, że gdybyśmy tu nie przyjechali czterdzieści lat temu, kto wie, czy…

Nie faworyzuję żadnego z dzieci, dumna jestem z obojga, ale rzeczywiście to o tym starszym opowiadam więcej i częściej w rodzinie, a dokładnie o historii jego narodzin, o 8-letniej walce o potomstwo, co moja córka kwituje złośliwie: osiem lat ciąży, prawdziwy cud narodzin!

Pobraliśmy się z mężem w 1971 r. Mieszkałam wtedy w Toruniu, będąc mgr chemii byłam kierowniczką w laboratorium kontroli żywności przy Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Hurtu Spożywczego, gdzie badaliśmy np. zawartość cukru w cukrze, czy piwo ma tyle co nakazuje polska norma centymetrów piany w szklance itd. Mąż technik włókiennik wolał jeździć na swojej prywatnej taksówce, na wsi nie miał nawet rodziny, w odróżnieniu ode mnie urodzonej i wychowanej na kujawskiej wsi. Mieliśmy swoje mieszkanie podarowane wnukowi przez babcię i wszelkie warunki by mieć i wychowywać dzieci. Niestety, w ciążę zachodziłam wprawdzie, ale nie udawało mi się jej donosić, w końcu lekarz poradził mi, żebym na czas jakiś zmieniła klimat na wiejski, to może wtedy…

W tym czasie mój teść, wracając z sanatorium w Międzyzdrojach, z kolegą odwiedzili w Białym Borze znajomego weterynarza z Bydgoszczy, który akurat został powołany na stanowisko naczelnika Białego Boru, wcześniej pracował jako weterynarz przy fermie tuczu świń w Białym Dworze. Skutkiem tych odwiedzin dowiedzieliśmy się o możliwości zakupu małego gospodarstwa rolnego pod Białym Borem z PFZ, gdzie wkrótce zamieszkaliśmy. Przywitała nas zima stulecia 1978/1979, poprzedzona ogromnym wysypem grzybów w okolicznych lasach. Rydze na obiad dla murarzy zbierałam w ciągu godziny nieopodal domu. Sylwestra spędziliśmy w restauracji Amazonka przy wtórze dwóch orkiestr, bo jedna nie dojechała do pobliskich Bobolic. Dwa tygodnie nie było prądu i tak przy świecach i grze w szachy spędzaliśmy z mężem ten czas, raz na parę dni chodziliśmy na nartach biegówkach po zakupy do Białego Boru, a wiosną okazało się, że... jestem w ciąży. Moja teściowa mówiła zwykle, że jak rodzić i chować dzieci to lepiej na wsi, ale leczyć się to trzeba w dużym mieście. Natychmiast więc pojechałam do Torunia do swego lekarza ginekologa, dostałam dzienniczek wizyt oraz stosowne zalecenia, witaminy, kwas foliowy itd.

W tym czasie mój mąż budował dla nas budynki pod uprawę pieczarek, ziemia V i VI klasy otoczona lasem nie dawała nadziei na utrzymanie rodziny, ja pracowałam w miejscowej Gminnej Spółdzielni jako rewident zakładowy, słowem na jazdy kontrolne do Torunia czasu raczej nie było. Zapisałam się więc do najbliższego dla nas lekarza ginekologa w Miastku. Tak trafiłam na dr Czesława Dąbrowskiego. Miastko wcześniej jako powiat obejmowało swą opieką zdrowotną również Biały Bór, niestety od 1975 roku białoborzanie opowiedzieli się za odległym o 30 km Szczecinkiem i żeby leczyć się u lekarzy w Miastku trzeba było chodzić do nich prywatnie. W ten sposób trafiłam do gabinetu dr Dąbrowskiego w jego domu tuż przy obecnym rondzie jego imienia. Gabinet był urządzony skromnie, wręcz surowo, na poddasze wchodziło się po drewnianych schodach, na których często siadałyśmy z kobietami w długiej kolejce. Wizyta drogo nie kosztowała, a jak doktor widział biedę, to w ogóle pieniędzy nie brał. Na badania okresowe dawał skierowanie do szpitala w Miastku. W ten sposób dowiedziałam się, że jestem zakażona chorobą odzwierzęcą o nazwie toksoplazmoza. To z jej powodu zapewne nie mogłam utrzymać wcześniejszych ciąży. Był to grom z jasnego nieba, natychmiast konsultacja w Toruniu i zalecenie do usunięcia ciąży, która może zakończyć się urodzeniem dziecka z wodogłowiem i licznymi innymi powikłaniami. Straszny wyrok jak dla kobiety, która od 8 lat myśli jakby tu urodzić dziecko. Wróciłam do doktora Dąbrowskiego z nadzieją na pomoc i… otrzymałam ją. Doktor, jak się okazało, współpracował z Akademią Medyczną w RFN,  prowadził akurat badania przesiewowe wśród kobiet w ciąży na obecność tejże toksoplazmozy i leczył ją zgodnie z zaleceniami tejże niemieckiej uczelni, jeśli pacjentka wyraziła na to zgodę. Oczywiście zdecydowałam się na to leczenie, trochę w strachu oczekując rozwiązania, w strachu, bo rodziłam w wieku 28 lat jako „stara” pierworódka, po drugie, krakanie toruńskiego lekarza gdzieś tam z tyłu głowy czasami wracało. Leczenie toksoplazmozy trwało krótko, już będąc w 3 miesiącu ciąży choroba została wykluczona, również u dziecka nie stwierdzono nawet jej śladu. Maluch otrzymał 10 pkt w skali Apgara, niestety mama, czyli ja, musiałam ponieść konsekwencje starej pierworódki. Nie odbyłam wcześniej szkoły rodzenia, co w sumie skończyło się szyciem i trzytygodniowym pobytem na oddziale położniczym. Pomogła mi szybciej zdrowieć pani Basia, położna z Białego Boru pracująca na tym oddziale, która miała większe doświadczenie i kontakt z pacjentkami niż młodzi lekarze stażyści i w końcu w zimowych ubraniach dowiezionych przez rodzinę, po śniegu wróciliśmy do Kamiennej. W tym samym czasie w szpitalu w Szczecinku koleżanka rodziła swoje dziecko, po poduszce nocą latały jej myszy, a do domu wróciła z… wszami! 

Doktor Dąbrowski w swym dość surowym gabinecie prywatnym miał łazienkę z zimną wodą i każda zanim weszła musiała się tą wodą spłukać, a wcześniej w domu ogolić, w czasach gdy dla kobiet nawet golarek nie było…. W szpitalu miasteckim na oddział położniczy przychodziła pani dr Gocoł, wysokiej klasy pediatra, ona badała nowonarodzone dziecko i interesowała się nim póki się do niej zgłaszało. W ten sposób uratowała od ciężkiej choroby, a nawet utraty nerki, moją dorosłą córkę. Tu trzeba wspomnieć o innym doskonałym miasteckim lekarzu specjaliście od nefrologii dr Harazińskim. Dziś mówię dzieciom, że rodzić i wychowywać dzieci możecie w wielkim mieście, ale swojego lekarza lepiej mieć w mniejszym zakładzie opieki zdrowotnej, gdzie lekarz cię rozpoznaje nawet na ulicy, a najlepiej to w naszym miasteckim szpitalu.

Tu chcąc się odnieść do aktualnej sytuacji Szpitala Miejskiego w Miastku, zerknęłam do internetu i widzę, że szpital, a również całe Miastko, stracili wiele na reformie administracyjnej w 1999 r. Miastko przestało być powiatem, bo Biały Bór odłączył się od niego. Oba miasta przez to straciły na znaczeniu stając się satelitami mało ważnymi w swych województwach i powiatach. Podobnie jak w Miastku Szpital Miejski tracąc liczbę łóżek stracił kategorię uprawniająco go do większej subwencji z NFZ, tak i w Białym Borze Rada Miejska swego czasu oddając nasz ośrodek zdrowia, budowany społecznym zaangażowaniem mieszkańców przy bardzo intensywnych zabiegach burmistrza Piotra Weckwerta i dr Leona Gocoła, w ręce spółki prywatnej PODiMed ze Szczecinka, doprowadziła do obniżenia kategorii publicznego wcześniej zakładu opieki zdrowotnej, a co za tym idzie, zmalały subwencje z Funduszu Zdrowia, bo taka to jest zasada. Szpital miastecki, jak czytam w internecie, jest spółką prawa handlowego z udziałem jednostki samorządu miasteckiego, zapewne za sprawą starostwa w Bytowie, które skorzystało z okazji aby zwiększyć kategorię swego szpitala powiatowego i zgarnąć większą pulę pieniędzy z NFZ. Żeby to zmienić, trzeba by zmienić ustrój prawny Szpitala Miejskiego w Miastku, co może i powinna zrobić Rada Miejsko-Gminna Miastka, przy udziale swoich radnych powiatowych. W Konstytucji wszak pisze, że organem ustawodawczym najniższego szczebla jest samorząd miejscowy i o ile mi wiadomo nic się w tej sprawie nie zmieniło. 

Na marginesie dodam, że mamy to samo na poziomie naszej osady leśnej Kamienna. Należy do sołectwa Biskupice i przez to fundusz sołecki, którego wielkość zależy-składa się w przeliczeniu na głowę mieszkańca, w całości zagospodarowano w Biskupicach kosztem nas, mieszkańców Kamiennej. Mowa jest o latach gdy ten fundusz sołecki był, bo obecnie burmistrz Mikołajewski zlikwidował radę gminną i mamy tylko radę miejską i wszystkie pieniądze idą na wydatki w Białym Borze. 

Co do oddziału położniczego, może warto wzorem Bobolic, gdy zabiegały o budowę swych rond, postawić tablicę przy drodze krajowej, np. przy rondzie dr Dąbrowskiego z napisem: jeśli jesteś za pozostaniem oddziału położniczego w szpitalu w Miastku, oddaj swój głos w internecie na adres…..i tu adres internetowy akcji organizującej zbiórkę podpisów pod petycją do np. premiera Morawieckiego lub innej ważnej osoby. Może pani Beaty Szydło?

Taką akcję na pewno by mogło zorganizować Gazeta Miastecka przy udziale Stowarzyszenia Kaszubsko-Pomorskiego oddział w Miastku, które to właśnie stowarzyszenie złożyło w swoim czasie wniosek do Rady Miejskiej w Miastku w sprawie nazwania ronda imieniem Dr Czesława Dąbrowskiego.

[ALERT]1572422963461[/ALERT]

(M.W.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%