Zamknij

PRAWO OJCA. Krzysztof Skiba walczy o córkę [WIDEO]

20:13, 02.03.2022 Aktualizacja: 20:17, 02.03.2022
Skomentuj Krzysztof Skiba twierdzi, że jest dyskryminowany przez byłą żonę i sąd Krzysztof Skiba twierdzi, że jest dyskryminowany przez byłą żonę i sąd

Mieszkaniec Miastka - Krzysztof Skiba twierdzi, że jest dyskryminowany przez polskie sądownictwo. Chodzi o kontakty z małoletnią córką, po rozwodzie. Twierdzi, że kuratorzy nic nie robią w momencie, gdy matka dziecka ogranicza mu kontakty, chociaż wszystko wcześniej w sądzie zostało ustalone. Matka jest nauczycielką i według Krzysztofa Skiby ma również problem alkoholowy, na co sąd uwagi nie zwraca. 

- Że moje kontakty z dzieckiem są ograniczone, to jest mało powiedziane. W ciągu ostatniego roku, gdy miałem ustalony kontakt z dzieckiem w każdy czwartek na 3 godziny i co drugi weekend, w każdą sobotę od godz. 11:00 do godz. 18:00 i w niedzielę tak samo, dziecko nie zostało mi wydane już 11 razy - alarmuje Krzysztof Skiba. - Była żona twierdzi, że na mój telefon wysyła wiadomości, dotyczące na przykład choroby dziecka czy też kwarantanny, ale ja żadnej wiadomości nie dostaję. Miałem mieć dziecko na Święta Bożego Narodzenia, ale “pocałowałem klamkę”. Czułem się jakby ktoś mnie w twarz uderzył. Dziecko miało niby zapalenie krtani, a w rzeczywistości przebywało u babci. Bawiło się na podwórku. 

Córka ma 7 lat. Krzysztof Skiba 48. Twierdzi, że nie tak wyobrażał sobie ten związek. Jego małżeństwo trwało 8 lat. Opowiada, że żona poznała go przez kolegę. Miała dwoje dzieci z poprzedniego związku.

- Średnia córka, Marysia, ma w tej chwili 11 lat. Gdy poznałem moją przyszłą żonę, miała 2 lata i też nie pamiętała swojego prawdziwego ojca. Podobnie jak starszy syn z pierwszego związku, który obecnie ma 15 lat. Gdy tamten ojciec dowiedział się, że rozwodzę się z żoną, poprosił mnie o pomoc, abym wywalczył również dla niego ustanowienie kontaktów z dziećmi - opowiada Skiba.

Z jego relacji wynika, że była żona jest podobno chorobliwie zazdrosna o dzieci i robi wszystko, aby obaj ojcowie nie mieli z nimi kontaktu. 

Jak zeznaje, jego była żona ma obecnie 38 lat i pracuje jako nauczycielka. Skiba mówi, że początkowo wszystko dobrze się układało. Opowiada, że wyjeżdżał za granicę do pracy, ale żona chciała, żeby wrócił. Zrobił to gdy urodziła się córka. Niestety, gdy zaczęły się problemy finansowe, postanowił, że wróci jednak za granicę. 

- Prosiłem żonę, aby też wzięła się za robotę, ale nie chciała, chociaż chciałem otworzyć jej zakład fryzjerski. Ona jednak nie chciała pracować. Nawet jak dzieci podrosły, zajmowała się tylko nimi - zeznaje mieszkaniec Miastka. 

Twierdzi, że podczas jego pobytu za granicą żona zaczęła podobno nadużywać alkoholu. 

- Gdy przebywałem w Niemczech, ona do mnie dzwoniła i już wiedziałem, że jest pod wpływem alkoholu. Namieszał przede wszystkim nasz wspólny kolega, który do niej przychodził. Razem pili alkohol. Prosiłem go, żeby nie przyjeżdżał, ale nie posłuchał. Teraz nadal jest jej przyjacielem. Ciągle do niej jeździ - opowiada mężczyzna. 

Gdy kolega jeździł do jego żony, związek zaczął się psuć. Jak opowiada Skiba, były takie święta, podczas których Wigilię spędzał w samochodzie. Wspólny przyjaciel wraz z żoną przebywał w ich mieszkaniu, za zamkniętymi drzwiami. 

- Pierwszy dzień świąt też spędziłem w samochodzie, a w drugi dzień, gdy chciałem wejść do środka, nie chciała mnie wpuścić. Wezwałem policję, a ona w międzyczasie spakowała dzieci i pojechała - opowiada Skiba. 

[ZT]7363[/ZT]

Były to święta Bożego Narodzenia w 2020 roku. Od tamtego czasu zaczęły się większe problemy. Skiba mówi, że pojechał do Niemiec, aby uporządkować swoje sprawy. Chciał wrócić do Polski, żeby spróbować wszystko naprawić. Relacjonuje, że rozmawiał z byłą żoną o terapii małżeńskiej. Zaczęła nawet chodzić do psychologa i do psychiatry do Słupska. Łącznie leczenie trwało podobno ponad pół roku. 

- W tamte święta, gdy żona spakowała dzieci do samochodu i pod wpływem alkoholu pojechała do swojej matki, najpierw zadzwoniłem do kurator, która kazała przekazać tę sprawę policji. Zgłosiłem to, policja przyjechała, ale jej nie było. Powiedzieli, że nie będą jej szukać. Kazałem im sprawdzić u matki, więc tam pojechali, ale jej nie było. Na własną rękę poszukałem jej z kolegą i znalazłem, drugi raz wzywając policję. Podpisałem protokół odbioru dzieci. Dmuchałem w alkomat i odebrałem też samochód, żeby dzieci wróciły do domu, a ją wzięli na komisariat. Wróciła do domu, zaczęła awanturować się i znowu pić. W momencie kontroli miała 3,8 promila - zeznaje Krzysztof Skiba.

Twierdzi on, że gdy później domagał się dokumentacji z prokuratury, nie otrzymał jej, pomimo wyraźnego żądania. Podobno doszło do samoukarania żony i zapłaty przez nią grzywny w wysokości 300 zł, a ostatecznie zawartość alkoholu w jej organizmie ustalona została jako 0,35 promila. W związku z tym podobno zabrano kobiecie prawo jazdy na pół roku. 

- To nie był pierwszy raz, jeśli chodzi o jazdę pod wpływem alkoholu, bo kiedyś wracaliśmy w wakacje. Ona jechała osobnym samochodem, bo pokłóciliśmy się. Wiozła dwójkę dzieci, wpadli do rowu. Dzieci wystraszone do mnie wydzwaniają, że matka pijana i chce je zabić - opowiada mężczyzna. 

Twierdzi on, że to wszystko w sądzie przedstawiał, w tym również informacje o tym, iż jego żona była 2 razy "zaszyta" i raz była na odwyku. Pomimo to, to jej przyznano podstawowe prawa do opieki nad dziećmi. Na domiar złego, matka podobno utrudnia widzenia, a kuratorzy rzekomo nie reagują. 

- Opowiem też o sytuacji w sądzie. Było pytanie do mojej byłej żony. Ja podnoszę rękę i mówię, że skoro ona mówi, że informuje mnie pod jakimś numerem telefonu na temat braku możliwości widzenia się z dzieckiem, to niech w tej chwili pod ten numer zadzwoni. Powiedziała wówczas, że nie ma tego telefonu przy sobie. Zauważyłem, że po co daje mi taki numer, którego go nie używa? Jeśli tak jest, to ja, gdy cokolwiek stanie się dziecku, kogo mam informować, skoro nie mam do niej prawidłowego numeru telefonu? - pyta Skiba. 

Zaznacza on, że nie ma numeru telefonu nie tylko do byłej żony, ale nawet do córki. W związku z tym, gdy chce się z nią widzieć, musi przejść na drugą stronę ulicy Wybickiego, podejść pod klatkę schodową i zadzwonić na domofon. Twierdzi, że była żona celowo wychodzi dopiero o wyznaczonej godzinie, jeśli już ma w ogóle dojść do spotkania z córką. 

- Moja była żona jest na tyle perfidna, że celowo czeka do godz. 16:00, nawet jeśli przyjdę 10 minut wcześniej i muszę dojechać z córką na konie do Dolska na godz. 16:15. Ona i tak otworzy drzwi dopiero równo o godz. 16:00 - zeznaje mężczyzna.

Stwierdza, że swojej córce kupuje wszystko, czego ona tylko zapragnie. Każda chwila z dzieckiem jest dla niego cenna, więc jak tylko widzi się z córką, stara się zapewnić jej jak najwięcej atrakcji. W wakacje jeżdżą nad morze i na różnego rodzaju festyny.

- Zgodnie z wyrokiem sądu, z soboty na niedzielę córka mogłaby zostawać u mnie na noc, ale nie ma tego, bo była żona skutecznie ją zastrasza. Mówi jej, że jeśli nie wróci do godz. 19:00, to wtedy ma w ogóle nie wracać do domu - opowiada Skiba. 

Problem jest też w wakacje, gdy chce z córką pojechać nad morze.

- Jest godz. 11:00. Zanim spakuję dziecko, zanim ruszymy i dojedziemy nad morze, mija 1,5 godziny. Znalezienie miejsca parkingowego, kolejne 0,5 godziny. Godzinę jest się na miejscu i "z językiem na wierzchu" trzeba wracać, żeby zdążyć na czas, bo jak nie będę z córką z powrotem o godz. 18:00 przy klatce schodowej u matki, to od razu będzie doniesienie do kuratora - opowiada zrozpaczony ojciec. 

Z drugiej strony, według jego relacji, kuratorzy trochę niepoważnie podchodzą do wożenia dzieci samochodem pod wpływem alkoholu. 

- To są stereotypy z lat 60 i ciężko z tym wygrać. To jest "walka z wiatrakami". Według tych stereotypów matka jest dobra, a tata jest zły - zaznacza mężczyzna. 

Skiba postanowił walczyć, wykorzystując nowe przepisy, według których matka może być ukarana za niewydawanie dziecka. Kara za każdy brak wydania dziecka, to 500 zł. Zamierza zgłosić wszystkie 11 przypadków, jakie miały już miejsce i każdy następny. 

To jednak nie wszystko, bo Skiba do dziś musi spłacać kredyt, który wziął wspólnie z małżonką, na ich wspólne wydatki. Płaci też abonamenty za telefony, wzięte dla siebie i dla niej. 

- Płacę 600 zł za telefony i kredyt w wysokości 1400 zł miesięcznie. To było 50 tys. zł, które wspólnie wzięliśmy. Ona jest współwłaścicielką kredytu, ale płacę tylko ja - opowiada Skiba.

Sądu nie przekonało nawet to, że Skiba od pół roku przebywał na zwolnieniu chorobowym i nie miał dochodów, ale i tak ma zapłacić alimenty w wysokości 700 zł i do tego jeszcze wszystkie pozostałe obciążenia. Prowadzi własną firmę remontowo-budowlaną, ale był taki czas, w którym było trudniej. Jak zeznaje, od ponad 2 lat nie spożywa alkoholu. Przeszedł na całkowitą abstynencję.

- Przestałem pić, bo chciałem jej pokazać, że można nie pić. Chciałem ją mobilizować do abstynencji. Zresztą, gdy została “zaszyta”, to była wtedy "do rany przyłóż" kobieta, ale po alkoholu nie była sobą - opowiada mężczyzna. 

Według jego relacji była żona została nauczycielką, gdy za jego namową zaczęła studiować. Sfinansował jej studia prywatne. Z czasem zaczęła pracować w szkole, w której uczy się również ich wspólna córka, więc właściwie matka ma stały kontakt z dzieckiem 24 godziny na dobę. 

- Powiedziałem jej od razu, że jeśli chce rozwodu, to nie ma problemu, ale żeby nie robiła problemów z dzieckiem. Zapowiedziałem, że nie odpuszczę. Będę walczyć! - zapowiada. 

Zeznaje, że przyznane mu dotychczas 3 godziny z dzieckiem, to bardzo mało, a czas szybko upływa. Tym bardziej, że stara się aktywnie go spędzać, wożąc córkę na różnego rodzaju atrakcje, takie jak na przykład konie czy basen. Twierdzi, że gdyby była żona była bardziej wyrozumiała i rozsądna, pozwoliłaby mu spędzać więcej czasu z dzieckiem i sama miałaby też więcej czasu dla siebie. 

- Niestety, z wyroku sądowego wynika, że nie mogę widzieć córki nie tylko w Wigilię, ale również w pozostałe święta, takie jak Wielkanoc - narzeka ojciec dziecka. 

Urodziny córki nazywa absurdalnymi, ponieważ robione były osobno przez niego i osobno przez matkę. Twierdzi, że chciałby się w takich sprawach porozumieć, ale to po stronie matki nie ma dobrej woli. Mówi, że urodziny córki wyprawiał w gospodarstwie agroturystycznym w Trzcinnie. Były tam różne atrakcje takie, jak na przykład "dmuchańce". Twierdzi, że po urodzinach chciał zostawić córce tort, ale była żona wyrzuciła go do śmieci. 

- Po urodzinach córki, Nadia podchodzi do mnie i pyta się mnie co zrobimy z prezentami? Powiedziałem, że oczywiście ma zabrać je do domu, ale ona od razu powiedziała, że mama zabroniła, aby przywoziła prezenty do domu - relacjonuje Krzysztof Skiba. 

Przyznaje on, że pojechał do żony i zrobił wtedy awanturę, wskazując, że to przecież są urodziny dziecka i prezenty są dla niej, a więc powinna zabrać je do domu. Według jego relacji, córka boi się wziąć do domu wszystko, cokolwiek ojciec kupi. 

- Dostała ostatnio bluzę. Musiałem ją 2 tygodnie namawiać, żeby ją zabrała do domu. Później kilka razy pytałem co się z tą bluzą stało, ale nie chciała powiedzieć - zeznaje mężczyzna. 

Jak mówi, jego celem jest nagłośnienie sprawy, aby kuratorzy zmienili postępowanie i nie dyskryminowali mężczyzn. Chce żeby zaczęli pomagać, a nie "kładli kłody pod nogi". 

Znamiennym symbolem jego sytuacji jest rower, który córka dostała na urodziny. Jednoślad do tej pory zalega w piwnicy, należącej do Krzysztofa Skiby, bo córka nie chce go wziąć do domu. Podobno mama zabroniła. 

- Dziecko jest tak zestresowane, że jak zrobi się ciemno, pyta się która jest godzina i ile jeszcze czasu zostało? Mówi, że musi iść do domu. 

MILCZENIE

Oskarżona przez byłego męża była żona nie chciała komentować tej sprawy. Odesłała do swojego prawnika, który zastrzegł, że przed zakończeniem sprawy w sądzie komentarza nie będzie. 

- Pewne orzeczenia są nieprawomocne. Ma on jeszcze drogę odwołania, więc nie rozumiem tych rewelacji, które padają przed wydaniem prawomocnego wyroku - mówi pełnomocnik byłej małżonki. 

Do Sądu Okręgowego w Słupsku wysłaliśmy zestaw pytań. Czekamy na odpowiedź. 

ARTYKUŁ ARCHIWALNY - AKTUALNE INFORMACJE w papierowej Gazecie Miasteckiej

Możesz też kupić e-wydanie. KLIKNIJ przycisk SUBSKRYBUJ na stronie głównej FB i otrzymuj e-mailem Gazetę Miastecką w wersji PDF! Tylko dla subskrybentów premierowe reportaże wideo i pełne wersje tekstów, niedostępne na portalu www.miastko24.pl!

(M.W.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%