Zamknij

NOWY dyrektor Lebioda chce wyjść z kulturą do ludzi

22:07, 06.09.2021 M.W. Aktualizacja: 22:11, 06.09.2021
Skomentuj

Wiesław Lebioda przez 15 lat był instruktorem muzyki w Polanowskim Ośrodku Kultury i Sportu (POKiS) w Polanowie. Z dumą przyznaje, że od wielu lat jest to jego jedyny zakład pracy, a współpracę z tym miejscem rozpoczął jeszcze jako student. Przez lata pracy bardzo dobrze poznał tę placówkę, kreując w swojej głowie pewne wizje, co do kształtu i przyszłości tego miejsca. Teraz ma okazję je zrealizować, za sprawą konkursu, dzięki któremu 1 lipca objął w placówce stanowisko dyrektora. Przybliżamy sylwetkę pasjonata muzyki, organisty, polityka oraz miłośnika zabytkowej motoryzacji.

Na samym początku chcę zapytać, jak rozpoczęła się pana współpraca z ośrodkiem kultury?

Skończyłem szkołę średnią na Boninie na kierunku „Urządzenia Zakładów Gastronomicznych”. Równolegle kończyłem też Studium Organowe w Koszalinie. Po ukończeniu tego technikum poszedłem na Edukację Muzyczną do Akademii Pomorskiej w Słupsku. Następnie przyszedłem do polanowskiego ośrodka na roczny staż. Feliks Kostrzak, który był tutaj poprzednim dyrektorem, szybko znalazł mi zajęcie. Prowadziłem zespoły ludowe i dziecięce, uczyłem najmłodszych grać na instrumentach. Zajmowałem się też organizacją i nagłośnieniem imprez, czyli robiłem wszystko to, co związane jest z muzyką.

Na jakim instrumencie uczył się pan grać?

W Słupsku uczyłem się na pianinie i na trąbce, ale największe doświadczenie mam w muzyce organowej. Od blisko 15 lat z małymi przerwami jestem organistą w kościele w Polanowie.

Nauka gry na organach to chyba dość skomplikowane wyzwanie. Instrument sam w sobie jest dosyć mocno złożony. Jak wygląda opanowanie tego wszystkiego podczas nauki i późniejszej gry?

Zasada jest tutaj taka, jak podczas nauki na każdym innym instrumencie. Przede wszystkim trzeba dużo ćwiczyć.

Co jest dla pana wyjątkowego w tym instrumencie?

Jego potęga. W zależności od organów składają się one nieraz z kilku tysięcy piszczałek. Kiedy czujesz, że nad tym panujesz, jest to coś niesamowitego. Co ważne, gra na takim instrumencie wcale nie musi być monotonna, jak mogłoby się to wydawać. Nieraz robię małe koncerty dla mieszkańców między mszami świętymi. Wielokrotnie tworzyłem jakieś improwizacje oraz przeróbki standardowo granych utworów. Słuchacze często wychwytują to, co przerabiam na typowo organowy styl. Pamiętam taką sytuację, jak proboszcz zorientował się, że zaraz po zakończeniu mszy zagrałem organową przeróbkę „Piratów z Karaibów”.

W sieci jest pełno filmików, na których organista zaskakuje wiernych parafian w kościele, grając przeróbki nawet disco polo. Świadczy to chyba o wszechstronności tego instrumentu?

Jeśli wszystko ukryje się odpowiednio w harmonii organowej, można wyłapać wątek. Można zagrać nawet Fuge (jedna z najbardziej kunsztownych struktur muzycznych, oparta na ścisłej polifonii i imitacji – przyp. red.) na podstawie piosenki „Jesteś szalona”. W Fudze jeden wątek prowadzi dialog z drugim wątkiem. Nieraz prawa ręka podczas grania „rozmawia” z lewą. Często przewijającemu się tematowi towarzyszy także pedał basowy.

Czy w kościele w Polanowie pojawiały się zatem jakieś discopolowe utwory?

Formalnie nie.

Czy grał Pan na organach gdzieś poza kościołem w Polanowie? Prawdą jest, że organista jest przywiązanych do jednego instrumentu?

W czasie, gdy studiowałem w Słupsku, jeździłem na saksy do Szwecji. Tam poszedłem do lokalnego kościoła. Był to potężny kościół Johannesschulke, który wynajmowali franciszkanie od sztokholmskiej parafii. Tam grałem na instrumencie przez dwa lata w każdy sezon.

Łatwo przyzwyczaić się do nowych organów?

Bardzo łatwo, mimo że wiele egzemplarzy różni się budową i zasadą działania. Są przecież organy pneumatyczne, gdzie należy poczekać ułamek sekundy, żeby dźwięk przeszedł do piszczałki. Są również organy mechaniczne, w których dźwięk wydobywamy od razu. Dzięki temu możemy też panować nad dynamiką, o ile organy są w pełni sprawne. Jeśli nie wciśniesz klawisza do końca, dźwięk nie odezwie się za głośno.

Co można powiedzieć o organach, które znajdują się w polanowskim kościele? Co to za sprzęt?

Pochodzą one ze schyłku XIX wieku, wybudowane przez rodzinę organmistrzów Voelknerów z Duninowa. Ich fabryka była położona między Ustką a Postominem. Moim zdaniem są to jedne z lepiej zachowanych instrumentów w naszej okolicy.

Te organy są po jakiejś odnowie?

Niestety, odnowa jest zbyt droga. Wiem, że było w nich coś robione około 25 lat temu, a żeby uniknąć remontu, wraz z obecnym proboszczem, co dwa lata przeprowadzamy kompletny serwis, czyli przegląd oraz strojenie. Zaplanowane jest niebawem gazowanie instrumentu, aby drewnojady nie uszkodziły kołatek. Niestety, widać już ząb czasu na tym instrumencie. Chcemy zostać przy oryginale, ponieważ instrument jest wtedy cenniejszy. Można co prawda odesłać je do renowacji, ale wiąże się to z tym, że będzie posiadał nowe elementy, a to nie jest za dobre dla jego wartości.

Słyszałem, że w wielu kościołach wymieniane są klasyczne organy na jakieś elektryczne.

Są to nowe elektromagnetyczne kontuary. Aby uniknąć uszkodzenia ruchomych mechanizmów, które występują w leciwym sprzęcie, nie raz konserwatorzy zabytków zabraniają na nim grać. Tworzony jest wtedy system elektromagnesów, które otwierają wentyle. Instrument pozostaje instrumentem, ale sterowanie nim jest zupełnie inne. Brzmienie na szczęście pozostaje niezmienione. Czasami występuje taka polityka, że instrument całkowicie jest zastępowany elektrycznym, ale moim zdaniem to profanacja i powinno być to zabronione w przepisach. Organy elektroniczne powinny mieć zastosowanie chwilowe lub pomocnicze. Wszystko to podyktowane jest oczywiście kosztami, ponieważ elektroniczne kupimy za około 15 tysięcy złotych, a remont klasycznych to wydatek rzędu 500 tysięcy złotych.

Zmieniając temat, jakie ma pan największe sukcesy związane z domem kultury? Czym chciałby się pan pochwalić jako pracownik tego miejsca?

Oczkiem w głowie, zarówno poprzedniego dyrektora, jak i moim był zespół Olszyna z Żydowa. Ma on na koncie wiele sukcesów w powiecie koszalińskim oraz kilka wyjazdów zagranicznych. Byliśmy w Pradze na przeglądzie europejskich zespołów folklorystycznych. Trzeba powiedzieć, że gdzie ten zespół nie wystąpi, zawsze przyjeżdża z jakąś nagrodą. Na pewno będziemy chcieli rozwinąć ten zespół o jeszcze jednego instrumentalistę, ale sam nie będę rezygnować dla stanowiska z przyjemności grania w tym zespole.

Czy było panu ciężko namówić siebie samego w konkurs dyrektora? To w końcu duża zmiana, zrezygnować po części z bycia artystą na co dzień.

Bardzo chciałem zmiany w swoim życiu, ponieważ mam na ten ośrodek swoje spojrzenie. Od 15 lat widziałem i widzę wiele rzeczy, które można tu zmienić. Poprzedni dyrektor był wirtuozem, jeśli chodzi o organizowanie imprez masowych. Miał wszystko w małym palcu i potrafił tak to „zapiąć”, że grało. Są jednak takie rzeczy, które przez skupianie się na imprezach masowych - uciekają. Kultura to nie tylko muzyka, plastyka i imprezy. Kultura to także mieszkańcy, życie każdego. Mam taki pomysł, aby obejmując to stanowisko, wyjść z kulturą na zewnątrz do ludzi. Chcę tak robić ze wszystkim: organizując choćby wystawy, chwaląc się pracami dzieci z kółka plastycznego, czy prezentując zespoły działające przy domu kultury. Ostatnio zawiązaliśmy zespół pod nazwą „Cover 19”. Mimo tego, że istnieje dopiero dwa miesiące, ma już za sobą dwa koncerty.

Jaką muzykę grają?

Są to punkrockowcy. Co ciekawe, ci ludzie byli już raz zespołem, ale było to 28 lat temu. Jako nastolatkowie grali w garażu u kolegi. Brakowało nam wyjścia do ludzi w wieku od 20 do 50 lat. Wszystkie programy, na jakie można pozyskać środki, są skierowane zazwyczaj albo dla dzieci, albo dla seniorów. Musimy znaleźć sposób, aby kultura sięgnęła tych najbardziej aktywnych.

To prawda, bo te osoby, które są w sile wieku, jeżdżą zapewne po innych miastach, gdzie oferta kulturalna jest po prostu szersza.

Spróbujemy to zmienić. Na obecnym etapie jest to rozpoznawanie terenu. Chociaż pracowałem tu przez wspomniane 15 lat, z pozycji dyrektora wygląda to całkiem inaczej.

Ilu pracowników jest obecnie zatrudnionych w POKiS?

Mamy kilkunastu pracowników, pod nasz dom kultury podlegają wszystkie świetlice wiejskie. Mamy też pracownię ceramiki i salę widowiskową, która jest piętą achillesową tego domu.

Dlaczego?

Lata „pacykowania” jej nie służyły. Są tam pomieszane style: mamy balkon z czasów niemieckich i położona jest taka terakota, jaka powinna leżeć w kuchni. Na suficie mamy kasetony, a na ścianach jarzeniówki.

Przydałby się tam remont designerski, ujednolicający wygląd sali w środku?

Chciałbym, aby ta sala przyciągała widokiem tak, jak było to za Niemców, czyli ze smakiem i ze stylem.

Czy to oznacza, że teraz centralnym punktem wydarzeń kulturalnych w Polanowie jest hala sportowa?

Hala sportowa w ogóle nie jest akustycznie przygotowana do takich wydarzeń. Wyjątkiem są imprezy, takie jak Dzień Seniora, gdzie przyjeżdżała filharmonia, ale to ze względu na logistykę. W domu kultury nie pomieścimy tysiąca, a jedynie około 200 osób. Mam jednak nadzieję, że i tu uda nam się co kwartał zorganizować jeden koncert.

Rozmawialiśmy o poprzednim dyrektorze, który potrafił organizować imprezy. Rozumiem, że nie chce pan zaprzestać tej praktyki i będzie ona kontynuowana?

Oczywiście, ale chcę wyjść z tymi imprezami do osób takich, jak my. To jest właśnie ta luka, którą pragniemy zapełnić. Jednym z pomysłów, który nic nie kosztuje, jest zorganizowanie dla mieszkańców Polanowa wycieczki. Wszyscy z sołectw jeżdżą, podobnie jak Caritas przy kościele, a mieszkańcy, którzy nie uczestniczą w nich pozostali sami sobie. Zależy mi na promocji naszego regionu i szukam na to sposobu, gdyż Polanów jest ciekawym miastem. Jednym z moich pomysłów było kiedyś wykorzystanie logo Polanowa na naklejki samochodowe, umieszczane na tylnej klapie lub zderzaku. W taki sposób promuje się wiele miast, na przykład Bytów.

Zmieńmy nieco temat. Od kiedy jest pan w polityce i co pana natchnęło do tego, aby wystartować w wyborach?

Swego czasu chciałem wystartować do Rady Gminy z okręgu Rzeczycy Wielkiej, jednak burmistrz Grzegorz Lipski zaprosił mnie na rozmowę i powiedział, że widzi mnie w powiecie. Mówiłem, że jest to nierealne, bo nie mam w całej gminie tak dużego poparcia. Zaproponował mi, abym wstąpił na listę pozapartyjnego Darka Kalinowskiego z Polski Samorządowej. Tam otrzymałem drugi wynik. Pierwszy był pan Dariusz, drugi Zenon Dropko, a trzeci Jacek Todys. Wynik ich zebranych głosów nie był równy naszemu podzielonemu przez dwa. Okazało się więc, że ja wchodzę, mimo że nie miałem najwięcej głosów.

Doświadczenia związane z polityką są z pewnością inne, niż te, które zna pan z gry na organach w kościele?

Nie cierpię urzędniczego bełkotu. Każde oficjalne pismo jest dla mnie męką. Na początku, aby coś zrozumieć, musiałem to czytać po trzy razy. Wszystko to podparte jakimiś paragrafami i ustawami… Już wiem, dlaczego ludzie dążą do tego, by uprościć język urzędowy. Nie udało nam się trafić do zarządu. Wszystkie rzeczy, które są związane z zarządzeniem są reprezentowane przez Zenka Dropko. Możemy jedynie podsuwać jakieś sugestie.

Jaki jest zatem rozkład sił w Radzie Powiatu Koszalińskiego?

Jest razem 19 osób, trzech zawsze z Polanowa. Podział ten wynika z obszaru. Nie jest to polityka, jaką możemy zaobserwować w telewizji. Nie polega ona wyłącznie na negowaniu decyzji. Tutaj działa to konstruktywnie. Starosta jest rozsądnym człowiekiem i doskonałym mówcą. Potrafi przekazać w najmniejszym szczególe wszystko to, co zamierza zrobić w danym roku i co postanowił z zarządem. Jeśli są to dobre decyzje, to się je wspiera. Jeśli naszym zdaniem są złe, to się je wetuje, ale jest większość.

Udało się kiedyś coś „przepchnąć”? Jakąś pana koncepcję, która weszła do realizacji?

Składaliśmy interpelację na temat drogi do Gołogóry. W tej chwili jest tam prowadzone zamknięcie powierzchniowe. Czy to moja zasługa? Niekoniecznie, ponieważ o tę drogę walczyło wielu radnych. Wiedziano o tym, że należy ten odcinek drogi naprawić, ale należało to zrobić priorytetami.

Poza muzyką, ma pan jakieś hobby? Może wędkarstwo?

Nie cierpię wędkować. To dla mnie strata czasu, jak mam siedzieć cztery godziny nad wodą i wpatrywać się w jej lustro. Jak jestem na biwaku, wędki do rąk nie biorę. Bardzo lubię motoryzację. Moim konikiem jest dość stara motoryzacja. Trzy lata temu odnowiłem 60-letni traktor Ursus C-4010, w dodatku z piękną historią. Jego pierwszym właścicielem w Polanowie był radny powiatowy ze Sławna. Sprzęt ten był odkupiony z SKR-u, czyli Spółdzielni Kółek Rolniczych. Jest to zabytek, ale pokazuję go na dożynkach i wystawach.

Jeśli motoryzacja to mam na myśli zlot, którego nie było w tym roku, ale który zapewne jest panu bliski. Chodzi oczywiście o motocykle.

Motocykl też mam – turystyczną Hondę CBF 600. Używam jej głównie do zwiedzania okolicy.

Co ze świata motoryzacji można by zaadoptować do lokalnej kultury?

Biorąc za przykład pewną imprezę z zachodu Niemiec, a konkretnie Wrak Race, chciałem zrobić coś takiego u nas. Myślę, że takie widowiskowe wydarzenie ściągnie do nas cały powiat.

Wracając jeszcze na chwilę do świata kultury. Jest coś, co podpatrzył pan w innych domach kultury?

Będąc w Kępicach, jeszcze przed remontem sali, był tam pewien mężczyzna, który regularnie urządzał koncerty. Chciałbym, aby miało to miejsce również u nas, przy czym nie chciałbym nikogo marginalizować.

Czego słucha pan na co dzień?

W dużym skrócie rock i jego pochodne.

Czy w konkursie miał pan jakichś kontrkandydatów?

Po weryfikacji dokumentów zostałem sam, ale nie wiem, czy ktoś był wcześniej.

Trudno było przejść przez wszystkie procedury?

Należało napisać program, jak widzę pracę domu kultury, jakie zmiany wprowadzę lub nie prowadzę. Postawiłem na promocję i wyjście z kulturą na zewnątrz. Jeśli tylko uda się zakończyć rewitalizację rynku, którą zaczął burmistrz, bardzo bym chciał, żeby również tam miały miejsce wystawy prac polanowskiego ośrodka. Nie chcę chować prac do środka budynku, aby każdy przechodząc obok, mógł patrzeć i podziwiać, czy to fotografia, czy to rysunek, czy to malarstwo, cokolwiek… wszystko.

ARTYKUŁ ARCHIWALNY - AKTUALNE INFORMACJE w papierowej Gazecie Miasteckiej.

(M.W.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%